Mashima, daj już coś do hejtowania, bo nie mam co krytykować...
31 maja 2013
Chlejemy na całego! ~ Specjalne wydanie.
Soł... Today I would talking about...
Dobra mordeczki!
Otwierać paczadła, rozsiąść się wygodnie i uważnie czytać tego posta!
Dziś mamy jakże specjalny dzień i okazję do chlania świętowania, because ktoś z naszej rodzinnej mafii Pojebanolandii ma wyjątkowe święto.
Domyśla się ktoś?
Dziś obchodzi urodziny ... Yasha!
Bardzo utalentowana pisarka, jedna z najwspanialszych blogerek jakie znam, która swoimi opowiadaniami i graficznymi cudami nie raz już nas zachwycała.
Niezwykle zboczona urocza osóbka, z milionami zboczonych świetnych pomysłów i różnymi odpałami i odchyłami. I już nawet chyba nie trzeba wspominać, że jest straszną gadułą bo rozmowy z nią kończą się dopiero gdy ktoś rzuci hasło: ''Ej, ku*wa, już jasno!''.
Każdego potrafi podnieść na duchu i wspiera zawsze gdy drugiej osobie tego potrzeba.
Jest też fenomenalnie dobrą kucharką, wiedział kto? ;>
My wszyscy kochamy ją z całego serca i ślemy wielkiego przytulasa.
Więc z okazji twoich urodzin życzymy Ci,
szczęścia,
zdrowia,
jak najwięcej imprez bez kaca-mordercy,
kasy więcej niż Gray nasrał w ogródkach,
miłości tak wielkiej jak Juvia,
aby na twej twarzy często widniał uśmiech tak słodki jak u L'a,
by lamy trzymały się od Ciebie z daleka,
weny więcej, niż Cana wypiła w ciągu całego życia i...
żebyś nigdy nie zapomniała o nas - blogerkach oraz przede wszystkim zdrowia, bo jest naprawdę teraz potrzebne.
Nawet sam Walduś zaśpiewał ^^
[LINK]
Nawet sam Walduś zaśpiewał ^^
[LINK]
Kochanie, razem z całą załogą Pojebanolandii, życzmy Ci wszystkiego najlepszego i żeby twa zboczona i zajebista osoba, nigdy nas nie opuściła. <3
Sto lat!
A kto z nami nie wypije...
Sayonara!
Pojebanolandia.
29 maja 2013
Biografia Lamy Niezacnej
UWAGA! Poniższa audycja może być szkodliwa dla osób poniżej trzynastego roku życia. Wydanie zawiera: przemoc słowną (cenzurowaną), obraźliwe komentarze odnośnie polityki i innych takich (żeby nie było - jestem tolerancyjna), a także nie zalecam czytania owego programu fanom Lyon'a Vastii.
Dziękuję za uwagę. Doceniam to.
...
Naprawdę. Doceniam.
*AKCJA*
Oto lama.
Przedstawię wam jej historię...
Zajmijcie miejsca i nie dramatyzujcie zatem!
Dawno, dawno temu była sobie lama. Jej imię - Lyon. Lyon Vastia. Jego żywot od samego początku był przygnębiający i proszący się o własny film, z łatką dobrego materiału na dramat tragiczny. Urodzony w najzwyczajniejszym stadzie lam, nie był akceptowany społecznie. Co tu dużo mówić pisać - od najmłodszych lat zmagał się z docinkami innych lam. Jego własna matka porzuciła syna - krótko po rozstaniu z mężem, który porzucił ją za urodzenie tak niezacnego dziecka. Lama musiała rozstać się z rodzinnymi terenami i przyjaciółmi przecież nikt go tam nie chciał. Wyruszyła w góry, gdzie spotkała nie-lamę - kobieta ta pokochała go, niczym własnego syna, mimo jego niespotykanej lamowatości.
Mijały kolejne lata, nim nie-lama została zamordowana przez złowrogie monstrum. Taka przynajmniej jest oficjalna wersja, podana w brukowcach. W rzeczywistości, to lud ją zamordował, podpalając na stosie za opiekę i litość nad lamą niezacną nam. Lama w porę po kij? uciekła, ratując swój żywot.
Lama przez okres dorastania ah, te nastoletnie hormony rozwijała swe sadystyczne skłonności, mszcząc się na małych, niewinnych Deliorkach. Co one mu takiego zrobiły, że jest takim chamem!? Nie wiadomo...Sam Rico - zdenerwowany - pragnął skrócić go o głowę. Co było niespotykane, lama była szybsza - w końcu lamowate geny na coś się zdały, nieprawdaż? Warto wspomnieć, iż Lama podczas wkraczania w anty-dorosłość kształciła się w pseudo-modzie. Nie wiadomo, czy to nagłe zmiany hormonalne, czy po prostu zbyt duża ilość Vivy i "Top Model" z TVN (tylko w środy po 21! pamiętajmy, że mimo łatki 12+ są tam sceny 18+).
Lama długo poszukiwała akceptacji - antyspołeczna, musiała nosić maskę, by zakryć swe lamowate oblicze. Któregoś dnia jednak natrafiła na gildię lam - i tam pozostała, z nową rodzinką...Ah, ta kazirodcza miłość... Cudowne, prawda?
W tym lamowatym społeczeństwie żył sobie krótko i (nie)szczęśliwie.
Któregoś dnia, Lama - już bez maski, zakrywającej lamowatość - otrzymała dożywotni zakaz wstępu do Ohio w Ameryce Północnej (?). Nie wiadomo, czy to z powodu niechęci mieszkańców do niego, czy rozpoczęcia koktajlowej agresji, rodem z "Glee"...W każdym bądź rasie, wstępu niet. Przez kilka dni ukrywała się w Nowym Jorku, pod mostem - tam spotkała żula, który wyłudził od niego tysiąc pięćset sto dziewięćset (tak podała Lama w osobistym wywiadzie z lustrem weneckim - dowód na uzależnienie lam od Vivy) dolarów. W zamian, Lama otrzymała spodnie, które na zawsze go zmieniły (It's so gay...). W nich próbowała dostać się do tutejszego Tap Madl - ale skoro nawet polskie go nie chciało, to nie ma o czym gadać. Zasmucony, w tych it's so gay spodniach i płaszczyku od Gucci'ego, Lama udała się na misję przeciw Oracion Seis (kto to tam chciał do szlamy plugawej?).
Ludzie się radowali, a obrońcy lam płakali, gdy Lama została RZEKOMO (f***...) zabita podczas pojedynku z Racer'em, który w tym samym momencie zyskał milion fanek na całym świecie, kondolencje ich bliskich oraz strony pamięciowe w internecie. Niestety, to Racer ostatecznie zmarł (pokój jego duszy [*]), a Lama (KILL THAT B***) zmartwychwstała. Prawdopodobnie jest to spowodowane ówczesnym obejrzeniem odcinka, w którym to kartony zabijają ś.p. Hannę. Co nieciekawe - Lama zbyt pokochała swe spodnie oraz płaszczyk Gucci'ego, by je porzucić. Dlatego spodnie i płaszczyk ocalały, czym strony pamięciowe zamieniły się w klub hejterów spodni & płaszczyka u Beatki (tak, to moje drugie imię).
Jakiś czas (długi dość) później, Lama powróciła, pobudzając hejterów do życia. Nie wiedziała, jak ukryć się ze swą orientacją - fakt, jestem tolerancyjna. Ale nie dla lam. Lam nienawidzę. Lama Lyon postanowiła udać, że woli kobiety - z kondolencjami dla Yashy. Tak, Yasha - wiem, że jesteś Juvią. Nie dość, że Lama przekroczyła czas trzech sekund Chase'a Young'a to jeszcze zaczęła śpiewać:
"AJM SUPEEEER, FENS FOR HAPPING"
czym udowodniła, jak bardzo fałszuje.
Całe szczęście dla - znudzonych ostatnimi czasy - hejterów, łatki Lamy i tak się nie pozbył. Nawet po tych cholernych siedmiu latach. Ciągle nosi ciuchy od tamtego żula spod nowojorskiego mostu (tym razem cały komplet za DWA tysiące pięćset sto dziewięćset!), a zachowaniem coraz bardziej upodobniał się do Anny Bałon z "Tap Madl", drugi sezon.
Niestety dla jego i tak już niezacnej i hańbionej dumy, i Lamę dopadł efekt jo-jo. Ubrania spod mostu i skrócenie włosów (toż to dywersja!) tylko pogorszyły sprawę. Tak to jest, jak mija siedem cholernych lat.
Tutaj widzimy, jak - z zamiarem i premedytacją - Lama zjeżdża "koleją miłości" z Gray'em-jestemćpunemzboczeńcembambinoogrodnikiemikijtamjeszcze-Fullubuster'em. Powtarzam - to było zamierzone. Lama podstępnie próbowała przekonać do zjazdu dziewczynę (która go nie chce). W ten sposób (z drobną pomocą podpałki i kucyka Pony) zjechał z Gray'em-jćzboiktj-Fullubuster'em.
Ostatecznie - podczas walki na wyspie Galuna (tak - Lama nagięła czasoprzestrzeń...toć ten pojedynek był przed siedmioma cholernymi latami, a nie po nich!) - Gray postawił się Lamie i powiedział "I am not your little b*tch anymore.". I dał mu head-shot'a.
Spójrzcie na te jego gesty, rodem z Tap Madl - Chelia tak się namęczyła, by go przygotować na castingi...a on co? Zhańbił samego siebie i się nie dostał...Poor llama...
W tym momencie, jedna połowa anty-fanów szeptała "Zetnij go! Zetnij go!" rodem ze Shrek'a Trzeciego. Druga zaś - ta agresywniejsza - krzyczała na cały blog / dzielnicę / od razu całą planetę Ziemia i kilka sąsiednich planet...
"KILL THAT F***** B*****! NOW, GRAY! NOW!"
Ale ostatecznie zmartwychwstał.
It's unkind of magic...
Reakcja Lyon'a Lamy, kiedy dziewczyna go rzuciła.
I am not pretty anymore...I have no idea, what's goin' on...
Próba udowodnienia, że woli dziewczyny nr 3 (wcześniej był wypadek po cholernych siedmiu latach oraz ten epizodzik...ta, to na pewno była "obrona"...). Ale dłoni pod bluzkę przecież to sukienka to już nie łaska...Daleko mu do poziomu Gray'a aka Damon Salvatore.
He think, he's a badass, but it's fail. Very big fail...
...
...b*tch.
"MIJAMY SIĘEEEEEEEE, bo JESTEM LYON LAMA!"
Biedna Yasha (you're Juvia...again) została wciągnięta w trójkąt miłosny pomiędzy ćpunem (I am not your little b*tch anymore...again), a lamą (He's not super, he's a b*tch...)
Któregoś dnia, Lama (po raz kolejny) nagięła czasoprzestrzeń, cofając się do czasu sprzed cholernych siedmiu lat. Wszystko z powodu tęsknoty za dawną figurą, sprzed efektu jo-jo. I wtedy właśnie zaczęła się akcja Oracion Seis, gdzie Lyon z teraźniejszości został faktycznie zabity. Nie zmartwychwstał - to jego wersja z przyszłości weszła na jego miejsce. Ciągle jednak z efektem jo-jo - który wzrósł po tych cholernych siedmiu latach, które musiał przeżyć od nowa. Aż doszło do tego. Po podwójnym efekcie jo-jo i w wieku trzydziestu dwóch lat, Lama przefarbowała się i zalubowała w ciuchach od żula nie z Nowego Jorku, a z mrocznych zakamarków Las Vegas.
A MORAŁ Z TEGO JEST KRÓTKI I NIEKTÓRYM ZNANY - nie ródź się Lamą, bo zostaniesz zjojowany...
26 maja 2013
Nieuleczalnie chora.
Łzy lecące jak deszcz,
tętno grzmiące jak burza,
charczysty oddech niczym porwisty wiatr
i drżenie rąk jak trzęsienie ziemi.
A w sercu ogień pożerający ją żywcem.
Stała w towarzystkie pustki,
iluzji, w której została sama,
bo świat przestał dla niej istnieć.
-Nie wierzę...
To grunt, czy nogi się pod nią kołyszą?
Ktoś nią szarpie, czy to w jej głowie huczy?
Choć chłód okalał jej ciało - płonęła.
Choć chciała krzyczeć - nie potrafiła.
-Proszę...
Utracona świadomość wracała
otwierając szeroko jej zdumione oczy,
gdzie źrenice zwężając się zanikały w tęczówkach.
-Przepraszam...
Emocje pchnęły ją z pogardą
na ziemię mokrą od jej łez
i łez nieba, które płakało razem z nią,
które przygarnęło dla siebie jej szczęście.
I wplotła w brudną czerń dłonie,
która skryła go w miejscu niedostępnym
dla kogoś takiego jak ona.
Oddychała, choć w tej chwili brakowało jej tchu,
panika i ból przejęły nad nią kontrole
stając się panem jej umysłu,
jej ciała,
odbierając siłę woli.
Nie mogła znieść tego brzemia,
bólu w sercu
rozrywającego jej duszę na strzępki,
które krzyczało w agonii
choć nie wydobywała z siebie żadnego słowa.
Żadnego dźwięku,
krzyczała w ciszy.
Znosiła coś nie do zniesienia,
dźwigała ciężar, który ją przygniatał,
zbyt wiele to było dla niej bez niego,
który zawsze dodawał jej sił.
Który był jej siłą.
-Wróć...
Wycharczała nieoszczędzając łez
rozbijających się o kamienną płyte.
Poddała się bez walki
dając upust niszczącym ją uczuciom.
Nawet wrzask, którego nie słyszała,
nie był w stanie jej pomóc...
Tracąc jego straciła część siebie -
bezpowrotnie.
Nieuleczalnie chora na rozpacz,
na którą pragnęła umrzeć.
By żyć z nim.
25 maja 2013
Poezja według blue~chan
Mrok
Nicość...
Głucha czerń...
Zapomnienie...
Tęsknota...
Żal...
Ból...
Zdrada...
Ciemność...
Samotność...
Odejście...
Złość...
Gniew...
Nic...
Śmierć...
Odejdź!
Nie pamiętaj mnie
Zniknij na wieki
Wspomnieniem bądź
Zatrać w szczęściu się
Szczęśliwy bądź
Zakochaj się
Potomstwo miej
Wybuduj dom
Posadź dąb
Wychowaj syna
Rozpieszczaj wnuki
Bo...
Ja Ci tego nie dam
Nie odważę się
Zapomnij mnie
Tak będzie lepiej
Odejdź na wieki
Zatrać w szczęściu się
Zapominając mnie
Nie dam Ci dzieci
Nie odwzajemnię Twych uczuć
Pogrążę Cię w mroku
Zabiję Twe sny
Pokochałeś żal, sen, nierealność...
Popełniłeś błąd
Na zawsze samotna
Na zawsze zrozpaczona
Na zawsze kochająca Cię...
Cierpię po dziś dzień'
Widzę Twe szczęście
Beztroskość Twych dzieci
Euforię małżonki
Wylewam słone łzy
Wołam
Wróć...
Za późno już jest
Żałuję...
Rozpaczam...
Zanikam...
Ale...
Czuję spełnienie widząc Twą radość
Odejdę na wieki żałując decyzji
Szczęśliwa na zawsze świadoma Twej euforii...
***
Pisząc ten utwór ryczałam jak głupia T^T
Gdyby nie burza, która mnie wystraszyła, bo boję się ich jak cholera, to nie byłoby teraz czego czytać xD
Krwawą Grę Czas Zacząć - Rozdział I
Evil Queen z góry oznajmia, iż nie jest to stały pomysł - jedynie próba pokazania tego, czego publikować nie zamierza...
I nie, to nie jest komedia - wyjątkowo dzisiaj nie. ._.
EDIT: A może jednak popublikuję tu kilka pierwszych rozdziałów...?
EDIT: A może jednak popublikuję tu kilka pierwszych rozdziałów...?
Rozdział I – Potańcówka
Nigdy
nie była na nudniejszym balu…
Levy nie
należała do typów imprezowiczów. Oczywiście mając na myśli obraz młodzieży z
tych czasów – wtrącający wszystko, co „fajne i popularne” na każdą potańcówkę,
tym samym przeobrażając ją w koszmar. Istny koszmar…Stała pod ścianą, obracając
trzymaną przez nią szklankę z napojem. Nawet nie wiedziała, jakim – po prostu
go nie piła i tyle. Zbyt duża możliwość „dowcipu” mniej dojrzałych
znajomych…Westchnęła z rezygnacją, mrużąc oczy. Odgarnęła za ucho grzywkę
niebieskich, sięgających do ramion włosów. Nie przykładała większej wagi do
swojego wyglądu – dla niej liczył się charakter, a nie ilość makijażu i modnych
ciuchów, narzuconych na siebie. Szczerze? Gdyby nie namowy jej najlepszej
przyjaciółki, w ogóle by się tu nie znalazła. Ale i Lucy Heartfilia – jedyna osoba
w tej szkole, z którą jest w stanie się dogadać – nie sprawiała wrażenia dobrze
bawiącej się nastolatki. Siedziała obok na czarnej posadzce, z głową opartą o
ścianę – brązowe oczy wpatrywały się uparcie w migoczące światła lampy.
Przywieszonej do sufitu i obracającej się…cały czas…Cały ten czas…
Lucy
oraz Levy znały się od najmłodszych lat – ich rodzice byli ze sobą
zaprzyjaźnieni, często odwiedzali siebie nawzajem…To była tylko kwestia czasu,
nim obie te dziewczynki zapoznają się i zbliżą do siebie. Teraz potrafiły
spędzić razem cały dzień – to na nauce, to na wspólnych wyjściach…Zachowywały
się, niczym bliźniaczki. Z twarzy – fakt, były niemalże identyczne. Podobne
rysy, te same, duże oczy o czekoladowym odcieniu…Choć cała reszta mówiła sama
za siebie – Lucy była blondwłosą „pięknością” o idealnej figurze, z bogatej
rodziny. Levy – drobna siedemnastolatka, z niebieską czupryną, każdego dnia
przypominającą fryzurę „ja jeża”. Nie była bogata, ale też nie narzekała. Były
dla siebie przyjaciółkami, o podobnych zainteresowaniach – czytanie książek,
pisanie opowiadań…i niechęć do bali.
Otrzepała
szybkim ruchem swoją sukienkę – o różnych odcieniach pomarańczy, bez ramiączek,
sięgającą do kolan. Całkowicie różniącą się od tej Lucy – przypominającą
prędzej księżniczkę średniowiecza w jasnym różu, niż uczennicę liceum.
Westchnęła ze zrezygnowaniem, odstawiając szklankę. Dłużej nie zamierzała tutaj
siedzieć.
- Wybacz
Lu-chan, ale… - urwała niepewnie, przygryzając wargę. Zwróciła się do
przyjaciółki – wciąż siedzącej, wpatrującej się w nią pytającym wzrokiem.
Próbowała wyksztusić coś…co udało jej się po upływie przynajmniej minuty. - …To
nie jest… - namyśliła się. Brutalna szczerość? Czemu by nie? Zebrała się raz
jeszcze na wygłoszenie tych słów, podczas gdy Lucy powstała z ziemi, wzruszając
ramionami i krzyżując ręce na piersiach. Niebieskowłosa przełknęła ślinę,
wznawiając „przemówienie”. – To nie jest miejsce dla mnie, dobrze? Nie obrazisz
się, jeżeli wrócę do domu…prawda? – zmrużyła nieco oczy, przekrzywiając głowę
na prawy bok. Spodziewała się napadów histerii o samotności…Nie zastała tego.
Heartfilia posłała jej jedynie ciepły uśmiech, rozkładając ręce.
-
Oczywiście, że nie. – odpowiedziała. Odwróciła się na moment, by zobaczyć, czy
jej rzeczy – biały płaszcz, stanowiący „wygodne miejsce” na ziemi oraz bordowa
torebka – nie zostały naruszone przez kogoś z obecnych tutaj ludzi. Ponownie
zwróciła się do Levy. Z lekką…niepewnością? – Jesteś pewna, że wrócisz sama? Ja
zostaję jeszcze chwilę, a potem idę…na pewno nie chcesz poczekać? – spytała,
dla pewności. McGarden przytaknęła, zerkają ukradkiem na drzwi wyjściowe.
Teraz, albo nigdy. Skierowała się szybkim krokiem, po drodze machając w stronę
przyjaciółki. A później…wszystko toczyło się tak, jak zawsze.
Po
prostu szła przed siebie, rozglądając się co jakiś czas na boki. Miasteczko
Acalyphia nie należało do największych – tylko kilka niezbędnych budynków w
głównej części, krótka droga lasem, po tym oddzielone od siebie setkami metrów
domy. Za dnia było tu sympatyczne, lecz nocą…Strach się bać. Przynajmniej dla
kogoś takiego, jak ona. Księżyc lśnił na nocnym niebie, przyćmiewając te
miliony gwiazd. Lampy na ulicach wydawały z siebie ostatnie, blade światła…Nikt
nie przechodził w pobliżu…A zimny wiatr dmuchał prosto w jej zarumienioną od
mrozu twarz. Znowu się rozejrzała. I żałowała, żenie wzięła ze sobą kurtki…Przy
tym wszystkim zaczynała wręcz żałować swojej decyzji, odnośnie samotnego
powrotu. Z Lucy byłoby jej raźniej. A tak? Sama.
Sama…
Wkroczyła
na leśną drogę. Jeszcze ciemniejszą. Tylko księżyc ukazywał jej teraz drogę.
Stawiała przed siebie niepewne kroki na kamiennej dróżce, drżąc. Nie z zimna.
Ze strachu. Nie licząc tych rumieńców, musiała być blada. Chorobliwie blada.
Szelest…
Odwróciła
się za siebie. Przyśpieszony oddech. Nikogo tam nie ma…Pozostało jej jeszcze
kilka metrów do domu. Do domu…Uspokoiła się, powoli odwracając na przód…I wtedy
to ujrzała…Stojący tuż przed nią, przerażający cień człowieka. Krzyknęła. Lecz
ten krzyk był cichy, stłumiony…
Straciła
kontakt z rzeczywistością.
~ * ~
- Jak
długo, do jasnej cholery, będzie tam siedział!?
Stał,
oparty o ścianę muru. Jak on nienawidził Acalyphii…Miasto bez jakiegokolwiek
sensu – z niewielką ilością miejsc, do których można iść i jeszcze mniejszą
liczbą ludności. A przybyli tu tylko z jednego powodu – potańcówki w „placówce
tortur”, na której to zbierają się wszyscy nastolatkowie…fizycznie w ich wieku.
Czwarty Element – elitarny odłamek swojego klanu, którego boją się praktycznie
wszyscy. Każdy pojedynek wygrali oni. To oni są legendą od wieków. A Gajeel
Redfox był właśnie elementem tej historii…I kolejne minuty swojego
nieśmiertelnego życia marnuje na czekanie za wampirem, dla którego tu przybyli!
Totomaru zniknął pół godziny temu, do tej pory się nie objawiając. Rzekomo
wypatrzył „łatwy cel” – dziewczynę, na oko siedemnastoletnią. O niebieskich
włosach i w miarę eleganckiej sukience – zapewne powracała z wydarzenia w
torturach. Niemalże od razu, gdy sam ją ujrzał, poczuł to uczucie. Uczucie
przerażenia. Ludzie nie wiedzą o ich rasie…ale mimo to, wyczuwają, kiedy są w
pobliżu.
Zachowują
się inaczej.
Rozglądają
nerwowo, idą przyśpieszonym chodem. Marzą tylko o jednym – o bezpiecznej
przystani w postaci domu, z rodziną. Tam, gdzie nie będą musieli martwić się
dziwnymi stworzeniami, łamiącymi wszelakie prawa natury. Jak oni. Spojrzał po
swoich kompanach, narzucając na siebie czarną, skórzaną kurtkę, pokrytą
niekiedy ćwiekami – tą, która wcześniej leżała niedbale, zawieszona o mur. Sol
i Aria – jego zdaniem, najdziwniejsi z całego klanu – rozmawiali o czym
przyciszonymi głosami, na uboczu. Fizycznie – byli swoimi przeciwieństwami. Sol
– zawsze ubrany w garnitur, z zielonkawymi włosami i monoklem na lewym oku.
Gadatliwy, wręcz irytujący – ale za to sprytny. Chciwy. Żadna jego ofiara nie
pozostała długo przy życiu…Wiedział, jak wyniszczyć człowieka. Jak go
wyniszczyć od wewnątrz. Potrafił wykryć każdy zakamarek jego duszy. Dosłownie,
każdy…Aria – w przeciwieństwie do towarzysza, masywny. O opalonej karnacji, z
niedbale narzuconymi na siebie szatami w różnych barwach – nie tylko to
odróżniało go od reszty. Najbardziej rzucał się ten bandaż, przemoczony od łez
i zakrywający oczy. Gajeel do tej pory nie potrafił się zorientować, dlaczego
go nosi. Pozory mylą także i w jego przypadku – Aria, przez wielu uważny za
jednego z silniejszych. Prawda była inna – to tchórz, który nie ma odwagi w
otwartym starciu. Który zawsze atakuje z zaskoczenia, kiedy to przeciwnik
niczego się nie spodziewa. Jest jeszcze Juvia – najkrócej przebywająca w klanie
i także najcichsza. Siedząca na murku i ostrząca drewniany kołek. Z długimi za
ramiona, falowanymi włosami o niebieskiej barwie – po bokach miała kosmyki,
zaczesane na kształt róż. Ubiorem…cóż, przypominała człowieka. Zwyczajne
dżinsy, kozaki, top i kurtka ze skóry, obszyta futrem przy kołnierzu i
rękawach. Patrzyła przed siebie, jakby wypatrując ofiarę. Nie lubiła
atakowania, prędzej zakradała się do lasu na „polowanie”, by przetrwać – ale
człowieka by już nie tknęła, nawet, gdyby była to jej ostatnia deska ratunku.
Na koniec on sam – o śniadej karnacji, z piercing’iem na całej twarzy. Z
czerwonymi oczami, wiecznie przymrużonymi i przyprawiającymi o lęk. Z
kruczoczarnymi włosami, bardzo długimi i pozostawianymi w nieładzie.
- Jestem
pewien, że panicz Totomaru już do nas wraca…Non, non, non… - zanucił Sol,
niemalże szeptem, wijąc dookoła. No tak…on i Aria byli „tymi dziwnymi”. Drugi
wampir milczał, popłakując. Juvia zeskoczyła z muru, przypinając kołek do paska
przy spodniach. Zadziwiające, ile nosili broni na każdy dłuższy wyjazd, a i tak
jej nigdy nie używali…oczywiście, odliczając od tego kły. Sol wcale się nie
mylił – faktycznie, za linią horyzontu, którą stanowił początek lasu,
dostrzegli mężczyznę. W bladoczerwonym płaszczu, spod którego wystawał fragment
czarnego golfu. Z włosami w odcieniu popiołu, spiętymi w niedbałą kitkę. I ten
specyficzny tatuaż w postaci paska, przechodzący przez jego ciemne oczy. W tej
ciemności była jednak iskra – i to wcale nie radosna. Przeszyta złośliwością,
chamstwem – wszystkimi negatywnymi cechami, typowymi dla chciwca, jakim był. I
nie szedł sam. Nosił, przerzuconą przez jego plecy dziewczynę. Na pewno jedna z
uczennic tejże szkoły, wracająca z „balu”. Gajeel od razu dostrzegł, jaka jest
– drobna, wręcz krucha i delikatna…Jak porcelana, którą można z łatwością zbić.
I to ona stała się ofiarą Totomaru. Nieprzytomną…a może i martwą? Nie taki był
ich układ.
Gajeel
od razu dostrzegł, jaka jest – drobna, wręcz krucha i delikatna…Jak porcelana,
którą można z łatwością zbić. I to ona stała się ofiarą Totomaru.
Nieprzytomną…a może i martwą? Nie taki był ich układ. Miał tylko znaleźć dla
siebie „szybką pożywkę” i wrócić – zrobił to, lecz z kilkoma małymi i istotnymi
różnicami. Przyszedł z nią, w dodatku ledwie żywą…o ile w ogóle żywą. Skierował
odważne kroki w jego stronę. Wściekły. Bardzo, bardzo wściekły…Nie wahał się
już niczego. Nie wahał się, podchodząc do niego z zamiarem popchnięcia do tyłu.
Nie wahał się przekrzykiwania go najrozmaitszymi przekleństwami. Nie wahał się…A
tym bardziej, kiedy Totomaru odrzucił nieznajomą na ziemię – bokiem,
pozwalając, by padła na bruk i zyskała kilka drobniejszych ran. Wiedział, że
ludzie są słabi…Nie tyle słabi, co „nie tak silni”, jak wampiry. Ale nawet im
należał się jakiś szacunek, prawda? Nie ważne, jak nie szanowaliby
życia…Popchnął go jeszcze raz. Totomaru mu oddał. Przepychanka trwała przez
około minutę – ignorowali wszelkie prośby o zaprzestanie wzajemnych ataków. Nie
skończyło się tylko na niewinnych groźbach…Gajeel dał upust swojej złości.
Odsunął się na moment tylko po to, by z łatwością wymierzyć Totomaru uderzenie
pięścią w policzek. Wampir Ognia zaklął pod nosem, kiedy to niechciany cios
zmusił go do kucnięcia, bokiem do Redfox’a. Przykładał dłoń do rany – żyły w
tym miejscu pulsowały, stając się widoczniejsze. Z wargi ciekła krew – ta
wampirów, o barwie tak jaskrawej czerwieni, że aż świecącej w spowijających ich
ciemnościach. Zerknął w jego stronę, z nienawiścią – z dłońmi wciśniętymi w
kieszenie kurtki, wracał do oczekujących tam towarzyszy. Powstał. Biegł w jego
stronę, z pięścią płonącą żywym ogniem. Chciał trafić w głowę. Kark. Cokolwiek,
co by go zraniło. Bez skutku…Pewna złośliwa, niebieskowłosa dziewczyna z jego
klanu stała teraz przed nim, unosząc w powietrzu lewą dłoń. Tą, która
wyczarowała wodną bańkę, pokrywającą jego rękę. I gaszącą ogień. Bańka
zniknęła, a Juvia przekrzywiła tylko głowę na bok, szczycąc Totomaru sztucznym
grymasem uśmiechu. Odwróciła się i poszła w swoją stronę. Brunet nie miał
wyjścia – musiał podążyć za resztą. I już teraz nikt nie odważył się komentować
postawy Gajeel’a – idącego przed siebie z tym samym, obojętnym na wszystko
wyrazem twarzy. Teraz był inny…głównie dlatego, że drobna osóbka porwana przez
jego „przyjaciela” była teraz przez niego trzymana.
Byleby
była bezpieczna…
~ * ~
- Levy
miała rację w jednym… - powiedziała sama do siebie, idąc korytarzem szkoły.
Jedna dłoń zapinała guziki płaszcza, zaś druga przetrzymywała torebkę. Szła
przed siebie przyśpieszonym krokiem, z uparciem utrzymując spojrzenie na
drzwiach wyjściowych. Mijała szafki, otwarte drzwi z widokiem na biurka
nauczycielskie w klasach ze zgaszonym światłem, czy też obściskujące się po
kątach pary. - …ta „potańcówka”, to kompletna katastrofa. – dokończyła głośną
myśl, silnym ruchem popychając drzwi i wychodząc na świeże powietrze. Początek
dało się znieść – gdy nauczyciele pilnowali uczniów, nie pozwalając, by zepsuli
cokolwiek. Ale gdy zaczęli się rozchodzić, pozostawiając jedynie woźnego na
„warcie”…wszystko powróciło do standardów liceum XXI-wieku. Ktoś wyciągnął z
torby alkohol, narkotyki…i koniec był wiadomy. Lucy mogła posłuchać swojej
przyjaciółki i wrócić z nią, zamiast przebywać na sali dodatkową godzinę. Levy
zapewne już dawno leżała w ciepłym łóżku, czytając jedną ze swoich ulubionych
książek przy bladym świetle latarki. Nie wspominając o reakcji jej ojca na
widok córki – pani bogatego domu, która powinna przez cały czas szkolnej
imprezy ćwiczyć idealny chód na obcasach. Westchnęła z rezygnacją, przysiadając
na jednej z ławek. Chłodny, wieczorny wiatr dosłownie ją zmrażał – że też
musiała wybrać miejsce akurat przy murze…Nie lubiła nocy. Przynajmniej nie
takich – samotnych, na terenie, gdzie wszystko może się zdarzyć. I nie ma na
myśli tych pozytywnych rzeczy…Mogła zadzwonić do ojca i poprosić, by po nią
przyjechał. Z drugiej strony jednak – nie odbierze. Wie, jak bardzo „zasypany”
jest w pracy i wolała mu nie przeszkadzać.
Dziedziniec
był opustoszały. Kamienna murawa, prawie w całości obsypana pustymi paczkami i puszkami
po napojach. Gdzieś w oddali parking, z kilkoma samochodami – należącymi
zapewne do pozostałości „elity”, obecnie ćpającej po kontach sali
gimnastycznej. Przycisnęła do twarzy kołnierze płaszcza, powoli powstając. Im
szybciej dojdzie do domu, tym lepiej. Możliwe nawet, że służba jej nie zauważy
– tym bardziej ojciec. Powoli dobiegnie do pokoju, przebierze się w piżamę i
schowa pod kołdrą, nim ktokolwiek dostrzeże późny powrót najmłodszej
Heartfilii.
Szła
dalej.
Stukot
jej obcasów odbijał się echem w nocnej ciszy, a ona bez większych zastrzeżeń
zbliżała się do bramy Acalyphia High School.
Szła.
I szła…
Pchnęła
bramę.
Przez
moment myślała, że ktoś za nią idzie…że ktoś tu jest…
I w tym
samym momencie poczuła, jak coś wbija się w jej szyję.
Denne i komercyjne samo w sobie... :/
23 maja 2013
Alex Subiektywnie - czyli Haters Gonna Hate Rozdział IV
I am Lyonnie Girl!
In a Lyonnie woooorld!
Because the lyonstick,
is fantastic!
Lyon can brush my hair,
undress me lyoniewheeere!
Imagination, is your Lyonejshion!
W ten oto sposób - śpiewając piosenkę Lyonnie Girl, autorstwa lamy w duecie z pustakiem (Lisanna) - możemy doprowadzić do płaczu Elenę Gilbert vel. Eleonora vel. "I don't know, what I feel, man".
*kabaretowe bębny*
Ale nie o tym mowa, oczywiście. Jak napisałam we wcześniejszym odcinku / rozdziale - ten będzie dotyczył speciala, mianowicie OVA z numerkiem "pięć". Z podziękowaniami dla jakże zacnej Hinaichigoo, przedstawiam znaleziony przez nią niezacny trailer, schowany w obrazku. Oczywiście - przedstawiłam przed tym swe odczucia.
Zacznijmy może od małego objaśnienia niektórych terminów...
Special - Taki dziwny rozdział, dawany zazwyczaj w Mangach. Ma na celu ukazanie pewnej historii, prawdopodobnie nie mającej żadnego (sic! pomiń Lisannę) wpływu na ogólną fabułę serii. Jedyne, co wiąże special z kanonem, to postacie, ich wygląd oraz stereotypy typu "Hej, chodźmy na basen, by dzień później wybijać się nawzajem na arenie!". Speciale pojawiają się zazwyczaj po finale większej akcji, albo uszczęśliwiając nas - "fanów" - czy też jeszcze bardziej irytując, gdyż taka "przerwa" przerywa nam poznawanie dalszej fabuły. KTO JEST OJCEM PABLITO!?
OVA - Coś jak special, z tą różnicą, że jest powiązany z anime, które jest powiązane z mangą, z którą powiązane są speciale, na podstawie których powstaje OVA, która z kolei nie ma żadnego (sic! Lisanna again) wpływu na ogólną fabułę, która została prawie żywcem ściągnięta z mangi...*1000 dodatków później* Fairy Tail ma takie cztery - a piąta jest w drodze! I co kolejna, to gorsza. W pierwszej mamy na celu ujrzenie akurat damskiego akademika (Makarov nie jest zwolennikiem męskiej solidarności - bo dla nich domu nie wybudował) członkiń Fairy Tail. W drugiej przenosimy się do szkoły, w której panuje patologia - tak jak w Polsce, tylko po japońsku. W trzeciej - jakiś "genius" utworzył wehikuł czasu w małej książeczce dla pijaków. W czwartej - i tutaj nie muszę komentować...
Akcja OVA 5 jest żywcem ściągnięta z jednego speciala - rozdziału 299, przeszytego fan-serwisem i dziwnym, japońskim humorem. Coś podobnego do rozdziału 330, ewentualnie odcinka 163...albo nie. To jest spokojniejsze. Ale fan-serwis jest. Jak zawsze. Jak. Zawsze.
Powróćmy do zdania "Hej, chodźmy na basen, by dzień później wybijać się nawzajem na arenie!". Bo na tym owy rozdział / special / OVA / a kij, co to jest się opiera (niepotrzebne skreślić!). Fairy Tail - które znane jest ze swojej miłości do destrukcji, dynamitu oraz wszelkich zbiorników wodnych - postanawia udać się na tutejszy basen w wolny od igrzysk wieczór. Dziwnym trafem, spotykają tam swoich rywali, m.in. kucyki Pony, lamę, czy też landrynkę. Jak to anime ma w zwyczaju, OVA - prócz żywcem ściągniętego z mangi fragmentu - doda od siebie dodatek. Nie ważne, czy to paringi (jak dodadzą lamę i pustaka, to się wkurzę), czy to dodatkowy fan-serwis...Zawsze coś się znajdzie! Od tej reguły nie ma wyjątków, wypadałoby Prawa Anime zaktualizować...widział ktoś w FT orków?
Aż sama Santana się popłakała ze wściekłości...
Jako, iż ma to być dokładna ocena, a sam trailer (o zgrozo...) nie jest zbyt długi (YEAH!), krytyka ma będzie dość rozpisana.
Video to już na samym początku przyćmiewa całość swoim fan-serwisem - oczywiście, po co nam wstęp z objaśnieniem o fabule, by ktokolwiek miał chociaż chęć do oglądania? Można przecież od razu wstawić, jak ubranie w zbyt małe bikini od chińczyka Lucy, Erza oraz Wendy (Williamie Szekspirze, widzisz, do czego miłość Julii *lat 14* i Romea *lat 18-20* doprowadziła!?).
Logika - puść w tle muzyczkę, kiedy postacie ruszają ustami i coś mówią. Pojęcia "mówię i śpiewam!" nabiera nowego sensu.
Oczywiście, Erza dziwi się, że ją takie kucyki podrywają, jak sama szpanuje bikini. Chiny tym razem się nie postarały...pewnie rozejdzie się do końca jeszcze w ciągu pierwszych dni wakacji. Ale nie bądźmy pesymistami - lepsze to, niżeli miałby się od razu zepsuć, prawda?
*huczenie sów*
...
Kontynuujmy.
Nosz. Chciałam zobaczyć epicką scenę, kiedy to obiad Natsu ląduje w basenie. I co dostaję!? GADAJĄCĄ OD RZECZY LUCYNĘ-kradnąmiciuchy-HEARTFILIĘ! Gray - Twoje tsunderowanie mnie dobija. A myślałam, że to ja jestem dziwadłem od krytyki. Plus i minus sam w sobie - Gajeel i Levy. Plus - bo Gajeel i Levy. Minus - bo to OVA, a OVA zawiera w sobie dziwne rzeczy. Nie psujcie mi shipa!
Aquarius i Virgo...co wy tam, do jasnej czekolady, robicie? W mandze was nie było, to wynocha. Pewnie wodniczka was sprowadziła, prawda!? NIE MA Z KIM INNYM PIĆ CHLORU, PRAWDA!?
...
Pff, kumpele od basenowatego kieliszka.
*kilka fan-serwisów, kucyków Pony i nosobleed'ów później*
Pedofile, macie swoje show.
*kilka pedofilskich ujęć później*
Risley znowu szpanuje magią, a Jenny to ciągle pustak...
*kilka pustaków i szpanów magią później*
"I will go down with this ship...
And I won't put my hands up...
and surrender..."
*zdarta płyta*
Co tam [cenzura] robi lama, się pytam?
Co tam [cenzura] robi kucyk Pony, się pytam?
Co tam [cenzura] robi fan-serwis Lucy w duecie z Flare, się pytam?
...
Zjedz ją, Flare! Zjedz ją, Flare!
...
Reasumując: OVA 5 to powtórzenie schematu fan-serwisu oraz tego, co było w mandze. Z niezbyt przyjemnymi dodatkami, bo nawet paringi zaiste tutaj zepsuli. Niezacna ta OVA, niezacna...
Następnym rozdziale: Kolejna próba rehabilitacji - czy Mashima rzuci w końcu fan-serwis i pokaże jakąś przyzwoitą fabułę? A może Lucyna w magiczny sposób utraci ubrania? Jasnowidzenie: wszyscy stracą ubrania!
OGŁOSZENIA KRYTYKONIALNE: Krytycka Evil Queen wpadła na pewien możliwe, że zacny pomysł. Mianowicie - zrobienie przyzwoitego crack video z Fairy Tail. Chyba każdy wie, co to crack, prawda? Jeżeli nie - to taki film z dowolnej serii, zawierający ujęcia niektórych sytuacji. Oczywiście w tle przegrywa jakaś piosenka (np. płonąca Lucy - "THIS GIRL IS ON FIREEEEEEE", etc.), pasująca do momentu i nadająca mu humorystyczny charakter. Ewentualnie, można do takiego fragmentu wkleić mem (np. trollface), czy też po nim dodać przerywnik (np. "No, God, please, no! Noooooo!").
Druga sprawa - obstawiamy zakłady, tylko teraz! Jeżeli ukażą Gray'a - jak myślicie, czy ciągle będzie miał na sobie zacną inaczej koszulę z motylem? Jak wiadomo - nie licząc ostatniego rozdziału - pozostaje w niej już siedem tygodni. Jak myślicie - w rozdziale 332 ją utraci, czy też przetrwa?
GŁOSUJ JUŻ TERAZ! KAŻDY GŁOS SIĘ LICZY!
Aż sama Santana się popłakała ze wściekłości...
Jako, iż ma to być dokładna ocena, a sam trailer (o zgrozo...) nie jest zbyt długi (YEAH!), krytyka ma będzie dość rozpisana.
Video to już na samym początku przyćmiewa całość swoim fan-serwisem - oczywiście, po co nam wstęp z objaśnieniem o fabule, by ktokolwiek miał chociaż chęć do oglądania? Można przecież od razu wstawić, jak ubranie w zbyt małe bikini od chińczyka Lucy, Erza oraz Wendy (Williamie Szekspirze, widzisz, do czego miłość Julii *lat 14* i Romea *lat 18-20* doprowadziła!?).
Logika - puść w tle muzyczkę, kiedy postacie ruszają ustami i coś mówią. Pojęcia "mówię i śpiewam!" nabiera nowego sensu.
Oczywiście, Erza dziwi się, że ją takie kucyki podrywają, jak sama szpanuje bikini. Chiny tym razem się nie postarały...pewnie rozejdzie się do końca jeszcze w ciągu pierwszych dni wakacji. Ale nie bądźmy pesymistami - lepsze to, niżeli miałby się od razu zepsuć, prawda?
*huczenie sów*
...
Kontynuujmy.
Nosz. Chciałam zobaczyć epicką scenę, kiedy to obiad Natsu ląduje w basenie. I co dostaję!? GADAJĄCĄ OD RZECZY LUCYNĘ-kradnąmiciuchy-HEARTFILIĘ! Gray - Twoje tsunderowanie mnie dobija. A myślałam, że to ja jestem dziwadłem od krytyki. Plus i minus sam w sobie - Gajeel i Levy. Plus - bo Gajeel i Levy. Minus - bo to OVA, a OVA zawiera w sobie dziwne rzeczy. Nie psujcie mi shipa!
Aquarius i Virgo...co wy tam, do jasnej czekolady, robicie? W mandze was nie było, to wynocha. Pewnie wodniczka was sprowadziła, prawda!? NIE MA Z KIM INNYM PIĆ CHLORU, PRAWDA!?
...
Pff, kumpele od basenowatego kieliszka.
*kilka fan-serwisów, kucyków Pony i nosobleed'ów później*
Pedofile, macie swoje show.
*kilka pedofilskich ujęć później*
Risley znowu szpanuje magią, a Jenny to ciągle pustak...
*kilka pustaków i szpanów magią później*
"I will go down with this ship...
And I won't put my hands up...
and surrender..."
*zdarta płyta*
Co tam [cenzura] robi lama, się pytam?
Co tam [cenzura] robi kucyk Pony, się pytam?
Co tam [cenzura] robi fan-serwis Lucy w duecie z Flare, się pytam?
...
Zjedz ją, Flare! Zjedz ją, Flare!
...
Reasumując: OVA 5 to powtórzenie schematu fan-serwisu oraz tego, co było w mandze. Z niezbyt przyjemnymi dodatkami, bo nawet paringi zaiste tutaj zepsuli. Niezacna ta OVA, niezacna...
Następnym rozdziale: Kolejna próba rehabilitacji - czy Mashima rzuci w końcu fan-serwis i pokaże jakąś przyzwoitą fabułę? A może Lucyna w magiczny sposób utraci ubrania? Jasnowidzenie: wszyscy stracą ubrania!
OGŁOSZENIA KRYTYKONIALNE: Krytycka Evil Queen wpadła na pewien możliwe, że zacny pomysł. Mianowicie - zrobienie przyzwoitego crack video z Fairy Tail. Chyba każdy wie, co to crack, prawda? Jeżeli nie - to taki film z dowolnej serii, zawierający ujęcia niektórych sytuacji. Oczywiście w tle przegrywa jakaś piosenka (np. płonąca Lucy - "THIS GIRL IS ON FIREEEEEEE", etc.), pasująca do momentu i nadająca mu humorystyczny charakter. Ewentualnie, można do takiego fragmentu wkleić mem (np. trollface), czy też po nim dodać przerywnik (np. "No, God, please, no! Noooooo!").
Druga sprawa - obstawiamy zakłady, tylko teraz! Jeżeli ukażą Gray'a - jak myślicie, czy ciągle będzie miał na sobie zacną inaczej koszulę z motylem? Jak wiadomo - nie licząc ostatniego rozdziału - pozostaje w niej już siedem tygodni. Jak myślicie - w rozdziale 332 ją utraci, czy też przetrwa?
GŁOSUJ JUŻ TERAZ! KAŻDY GŁOS SIĘ LICZY!
21 maja 2013
Alex Subiektywnie - czyli Haters Gonna Hate Rozdział III
Guess, who's back!
Back again!
Criticism's back!
Tell a friend!
Witam was zatem w tym kolejnym, jakże zacnym wydaniu Alex Subiektywnie - tylko tutaj można otrzymać aż tak zacną krytykę wielu niezacności w Fairy Tail. Dlatego piszę, niczym milady, drodzy milordowie? Otóż ten rozdział przedstawia wszystko, co było w serii niezacne. Konkretniej - pięć najgorszych momentów / wątków w historii Fairy Tail. Wszystko, o czym my - zacni (lub i nie) fani - chcielibyśmy zapomnieć, wymazać, wykreślić. Na początek, kilka objaśnień...I żeby nie było - całość dedykuję Hinaichigo (jedna z zacnych autorek tej patologii społecznej), która podała mi większość tych idei. Zaakceptowałam to na papierku, który obecnie leży w Sądzie Lemurowym na Madagaskarze.
Niezacność - Wymyślony przeze mnie termin, który dość często będzie się objawiał w "notowaniach piątek". Niezacne rzeczy to - tak, jak teraz - wszystko, co my (a przynajmniej krytykowana ma osoba) nienawidzimy, hejtujemy, mordujemy w swoich imaginacjach...
Top 5 - Zbiór notowań, które co jakiś czas będę pisała w krytyce. A żeby nie było tak przyjemnie - głównym tematem zawsze będzie "najgorsze".
MIEJSCE 5:
"Mamusiu, zabierz mnie stąd!" - czyli Natsu w krzywym zwierciadle
Saga Edolas jest jedną z tych specyficzniejszych - można ją albo uwielbiać, ubóstwiać i mieć z nią wyimaginowany ślub, albo nienawidzić, spalać na stosie za każdym powrotem do tych odcinków / rozdziałów. Chociaż...równie dobrze może być obojętna. Ale zawsze znajdzie się ten uszczerbek w nas, który jej nienawidzi...Dlaczego? Z kilku powodów - zmiana środowiska naturalnego, dziwne rzeczy w społeczeństwie, nowe pojęcia patologii w FT...i postacie. Gdy poznaliśmy edolańskiego odpowiednika Natsu, wszyscy pomyśleli: "OMG, He's a bish!" lub coś w tym guście. Jaka jest prawda? Że gdy siłą wyszarpie się tego maminsynka z samochodu, staje się on płaczliwy i przeraźliwie kulturalny (co za ironia - jeszcze moment temu wyrażał swoje przechwałki, ah...).
Płaczliwy Natsu może i był na swójchory, nienormalny, pseudo-słodki sposób uroczy, ale...nie. Po prostu nie. Gorszy od niego mógł być tylko Gray Surge vel. Bałwanek vel. Szkot (spójrzcie na jego twarzowy szaliczek!).
MIEJSCE 4:
"I'm not sexy and I know it" - czyli Blue Pegasus
Od samego początku wiadomo, że Blue Pegasus będzie gildią pełną idiotów i palantów, zasłuchanych w LMFAO. Widać to po samym Mistrzu. Bo porównajmy sobie przed oraz po dołączeniu do tej niezacnej gildii. Widać różnicę, prawda? Prawda. Kolejna jest Karen Lilica, czyli jedna z serii "nie świętej pamięci". Nie wspominając już o etatowym pustaku tej gildii, Jenny Realight - przejdźmy do konkretów. Bo w sadze Oracion Seis pojawia się pewna czwórka...zwana "The Trimers". Mianowicie, są to etatowi podrywacze-kawalerzy. W ich skład wchodzą: Ichiya, Hibiki, Eve oraz Ren. Because unsexy friendship is magic, right?
MIEJSCE 3:
"I gonna be Top Model!" - czyli modowe wpadki Lyon'a Vastii
Pamiętacie lamę, prawda? Tą, która myśli, że może zmartwychwstać rodem z Lisanny i iść do top model w leginsach?A na casting, jak się wystroił! I ten eyeliner!
...
No coment
MIEJSCE 2:
"I belevie, I'm alive..." - czyli powrót Lisanny Strauss
Po lamie przyszedł czas na Lisannę Strauss, która nie dość, że zepsuła jeden z opening'ów - to jeszcze musiała "w wielkim inaczej stylu" powrócić do żywych. Później, nasza królowa zmartwychwstań osunęła się w cień...Pomijając fakt, iż na powyższym obrazku zalała ś.p. parasolkę.
MIEJSCE 1:
"Let's dance"
GANG TRZĘSĄCYCH DEBILI
Zdjęcia brak - bowiem autorka krytyki zbyt się brzydziła, by je dodać.
NIC DODAĆ, NIC UJĄĆ.
Saga Edolas jest jedną z tych specyficzniejszych - można ją albo uwielbiać, ubóstwiać i mieć z nią wyimaginowany ślub, albo nienawidzić, spalać na stosie za każdym powrotem do tych odcinków / rozdziałów. Chociaż...równie dobrze może być obojętna. Ale zawsze znajdzie się ten uszczerbek w nas, który jej nienawidzi...Dlaczego? Z kilku powodów - zmiana środowiska naturalnego, dziwne rzeczy w społeczeństwie, nowe pojęcia patologii w FT...i postacie. Gdy poznaliśmy edolańskiego odpowiednika Natsu, wszyscy pomyśleli: "OMG, He's a bish!" lub coś w tym guście. Jaka jest prawda? Że gdy siłą wyszarpie się tego maminsynka z samochodu, staje się on płaczliwy i przeraźliwie kulturalny (co za ironia - jeszcze moment temu wyrażał swoje przechwałki, ah...).
Płaczliwy Natsu może i był na swój
MIEJSCE 4:
"I'm not sexy and I know it" - czyli Blue Pegasus
Od samego początku wiadomo, że Blue Pegasus będzie gildią pełną idiotów i palantów, zasłuchanych w LMFAO. Widać to po samym Mistrzu. Bo porównajmy sobie przed oraz po dołączeniu do tej niezacnej gildii. Widać różnicę, prawda? Prawda. Kolejna jest Karen Lilica, czyli jedna z serii "nie świętej pamięci". Nie wspominając już o etatowym pustaku tej gildii, Jenny Realight - przejdźmy do konkretów. Bo w sadze Oracion Seis pojawia się pewna czwórka...zwana "The Trimers". Mianowicie, są to etatowi podrywacze-kawalerzy. W ich skład wchodzą: Ichiya, Hibiki, Eve oraz Ren. Because unsexy friendship is magic, right?
MIEJSCE 3:
"I gonna be Top Model!" - czyli modowe wpadki Lyon'a Vastii
Pamiętacie lamę, prawda? Tą, która myśli, że może zmartwychwstać rodem z Lisanny i iść do top model w leginsach?
...
No coment
MIEJSCE 2:
"I belevie, I'm alive..." - czyli powrót Lisanny Strauss
Po lamie przyszedł czas na Lisannę Strauss, która nie dość, że zepsuła jeden z opening'ów - to jeszcze musiała "w wielkim inaczej stylu" powrócić do żywych. Później, nasza królowa zmartwychwstań osunęła się w cień...Pomijając fakt, iż na powyższym obrazku zalała ś.p. parasolkę.
MIEJSCE 1:
"Let's dance"
GANG TRZĘSĄCYCH DEBILI
Zdjęcia brak - bowiem autorka krytyki zbyt się brzydziła, by je dodać.
NIC DODAĆ, NIC UJĄĆ.
...
*przepraszamy za usterki*
W następnym rozdziale: Fan-serwis jest już wszędzie, czyli moje zdanie o trailerze do OVA 5. Na dokładkę, zmagania Lyon'a Lamy Vastii w Top Model. Czy Marcela będzie jego rywalką? Czy Magda i Lyon zostaną Best Friends!?
Subskrybuj:
Posty (Atom)