Nie mogła już żyć na tym świecie.
Nie bez Niego.
Był dla niej oparciem, ciepłem, szczęściem, tlenem.
Był jej światełkiem rozjaśniającym szare dni.
Był kimś ważnym, najważniejszym.
Chciała przeżyć życie, w spokoju, miłości, szczęściu.
Z osobą, która była uosobieniem utraconego a raczej nigdy niedostępnego szczęścia.
Ile to dla niej znaczyło?
Potrzebowała go.
Chwili świadomości, iż jest kochana.
To nic, że nie było go przy niej gdy najbardziej tego potrzebowała.
Że zostawiał ją samą ze wszystkim.
Nie zwracał na nią uwagi.
Ignorował.
To nic.
Często zamykała się w swoim świecie, do którego tylko ona miała dostęp.
Gdzie razem mogli być szczęśliwi.
Bez cierpienia.
Nie dostrzegał łez w jej oczach, które wołały: ''Potrzebuję Cię!''
Nie patrzył na jej nikły uśmiech, ukrywający miliony uczuć.
Była dla niego zabawką, marionetką, którą mógł bawić się aż do znudzenia.
Nikim innym.
Chciała być tylko Jego lecz on tego nie chciał.
Widziała w nim wszystko to czego chciała.
A ona była dla niego nikim.
Dawała niszczyć swe uczucia, całą siebie,
tylko po to,
by on mógł cieszyć się swoim szczęściem.
To nic.
Umierała od środka, krwawiąc na zewnątrz.
Żyła z dnia na dzień, karmiona nadzieją,
że uwierzy w marzenia, którymi przyszłość zmieni
i da radę przetrwać.
Myślała: ''Tak to musi już być''
To nic.
Jeden dzień rozdzielił ich na zawsze.
Jeden ruch przekreślił wszystko.
Jeden gest zburzył miłość.
Jedno tchnienie stworzyło nowych wrogów.
To nic.
Siedziała zamknięta w czterech ścianach.
Samotna, rozbita.
Żałowała wspomnień, słów które zostawiły ból.
Jego miejsce zawsze będzie w jej sercu.
Będzie czekała, mimo, że wiedziała iż ten już nie wróci.
Miała rację, ukochany jak zabawkę ją porzucił.
To nic.
To nic, że została zraniona.
To nic, że usunął ją ze swojego życia.
To nic, że był całym jej światem.
Ona dla niego była powietrzem,
jedną z wielu.
To nic, że nie dał jej żadnej szansy.
To nic, że już ich nie było.
To nic, że go straciła,
że nią pomiatał, gardził.
To ni... To było wiele, za wiele.
Spojrzała w górę i wstała.
Wyszła.
Zamknęła drzwi do szczęścia,
i szepnęła: ''Żegnaj''.
-----------------------------------------------------------------
Ale nie bójcie się - to nie żadne pożegnanie. Nie zawieszam swojej działalności ani nie kończę z niczym. Biorę urlop, o. Czasem każdy go potrzebuje, więc zrozumcie, naprawdę nie chciałam by doszło do tego bym musiała opuszczać was na jakiś czas ale... tak trzeba. Dlatego pozdrawiam was, czytelniczki i rodzinę Corleone, oraz całą blogosferę. To nie pożegnanie, nie martwcie się.
Zapewne wrócę w wakacje, nie wiem kiedy dokładnie, z jeszcze bardziej szalonymi pomysłami, porządną dawką weny i nowymi szablonami. Mam nadzieję, że do tego czasu nie zapomnicie o mnie.
Wy zapewne też odpoczniecie sobie przez chwilę od Hinci, czyż nie? Każdemu wyjdzie na dobre.
Tak więc... do zobaczenia wkrótce. Hina robi sobie przerwę.
~ Don Hina Corleone
Ja pierdole ale mi stracha napędziłaś kobieto!!!!!
OdpowiedzUsuń*wdech wydech* - cudem uniknęłam zawału. Mówie oczywiście o twoim dopisku pod wspaniałą notką. Wakacje? Urlop? Pewnie, każdy tego potrzebuje, ale ja wcale nie chcę od Ciebie odpoczywać xD Ale rozumiem, sama jedynie skrobie na swoim pierwszym blogu rozdziały i to rzadziej, tu też nic nie pisze - trzeba skorzystać z wakacji i podładować baterie. Pozwalam Ci na wszystko, byś jednak to ty o nas nie zapomniała i do nas wróciła :*
Tylko pytanko...(tutaj bo nie możemy się złapać coś ostatnio :P) ogólnie robisz sobie przerwe od kompa czy jednak czasem będę mogła cię dorwać na poje-chacie? xD
...
Teraz, gdy emocje twoją "niespodzianką" opadły mogę przejść do sensowniejszej i właściwszej treści komeptarza - czyli opinii na temat, jak to brzydko (bardzo brzydko) określiłaś - wypocin. To nie wypociny, to majstersztyk :D
Chwyta za serce. Moje biedne serce, które przez Ciebie co chwile zawału dostaje xD
Czytało się przyjemnie, miałam wręcz kamienną twarz przewijając oczami na kolejne zdania, zwrotki. Aż nagle...
Dawała niszczyć swe uczucia, całą siebie,
tylko po to,
by on mógł cieszyć się swoim szczęściem.
Zatrzymałam się tu na dobrą minutę i wpatrywałam się w ten tekst jak sroka w gnat :D Aż mnie coś pod piersią zakuło :C
To ni... To było wiele, za wiele.
Spojrzała w górę i wstała.
Wyszła.
Zamknęła drzwi do szczęścia,
i szepnęła: ''Żegnaj''.
Tu, po przeczytaniu całości fakałam już kamienną twarz, moje brwi wygięły się w gół, a usta robiły fale jak kibice piłki nożnej na trybunach xD Wybacz za te określenia (dziwaczne), ale od rana mam jakoś tak zajebisty humor jak nie miałam od dawna. Już powrócił, ale na serio podczas czytania twojego postu zatrzymałam się na chwilkę. I wzruszyłam :..}
PS. Ja też cię koooooocham :DDD :*